Jest wiele znamion
cechujących prawdziwego faceta. Mamy wiele dobrych i złych cech. Można rzec, że
niektóre cechy są naszym wspólnym mianownikiem. Są pewne jak to, że kobiety
puszczają bąki i robią kupę. Jakimś cudem z reguły wypieramy z nas te informacje
tak jak kobiety wypierają z siebie informacje o naszych złych cechach. Pieprzona
idealizacja. Przynajmniej na początku znajomości. A może po prostu jesteśmy
mistrzami w ukrywaniu tego co złe. Inaczej być nie może, w końcu musimy się
jakoś łączyć w pary, żeby spłodzić kolejne pokolenia. Pieprzone pokolenia. Wracając
do męskich cech wspólnych to słabe nerwy wiodą prym. Oczywiście zawsze znajdzie
się gość, który jest pieprzoną oazą spokoju. Większość z nas ma jednak słabe
nerwy do całej masy otaczającego nas syfu. Do pracy, kobiet, a w szczególności
do innych facetów. I w tym miejscu dochodzimy do cechy, która stała się punktem
zapalnym do napisania tego tekstu. Mówię o skłonności do irytacji. Pieprzona
irytacja. W tym momencie jestem jak zasrany Michael Douglas w Falling Down czy
w Upadku jak kto woli. Dla mnie albo właściwie dla rodzaju męskiego upadek jest
bliski. To co oglądamy coraz częściej na ulicy czy Internetach przechodzi moje najśmielsze
koszmary. Jako biedna męska, pełna nadziei istota wierzyłem daremnie, że coś się
zmieni. Ale nie. Watahy pseudofacetów wysypują się zewsząd jak zombie, a ja chcę jebnąć z dachu jak Brad
Pitt w World War Z.
Rurki..
Pieprzone rurki. Mówię sobie moda jak moda. Jest i przejdzie. Pewnego pięknego
poranka stanie się tylko wspomnieniem jak poranna toaleta na kacu. Ale nie. To
był tylko początek. Początek upadku. Każdy z nas ma swoje granice. Michael
Douglas nie wytrzymał. Ja też już nie wytrzymuję. Z tą różnicą, że ziomek był trochę
psychiczny ale tutaj odsyłam was już do filmu. Zamiast jednak rozstrzelać
wszystkich dookoła może słowem pisanym do kogoś dotrę. Facetem jestem i o
siebie dbam… Kurw… Nie no bardzo dobrze, też o siebie dbam. Tez chce dobrze
wyglądać. Też chce się podobać. W końcu mam znamiona prawdziwego faceta, więc
jestem egoistyczną, narcystyczną świnią. Jednak dziś się załamałem. Nie znam
się na pisaniu blogów czy czegokolwiek. Od czasu do czasu lubię poczytać, a
skoro już wszyscy srają się tak tymi blogami więc i ja postanowiłem zwrócić na
nie uwagę. Oczywiście pełen nadziei, że znajdę tam coś wartościowego i jako, że
jestem facetem postanowiłem uderzyć prosto w blogi męskie. A co mi tam. Polacy jaja
mają więc i coś ciekawego dla mnie się tam znajdzie. I teraz tak moi drodzy,
całego Internetu blogów nie przeczytałem więc może jest tam gdzieś ktoś kto nie
jest totalnym bakłażanem uczącym jak być facetem. Jednak trafiłem na co
trafiłem, a jako, ze poziom wkurwienia, spowodowany
niskim poziomem męskości (niski poziom męskości? Czasem kurwa ciężko odróżnić
chłopa od baby) w młodszych osobnikach, we mnie narastał od kilku lat to żyłka
w oku pękła.
Przechodząc
do meritum. Jesteś facetem. Dbasz o siebie. Piszesz bloga o tym jak jesteś
facetem i dbasz o siebie, którego czytają rzesze chłopców. Albo zombie jak kto
woli. Dlaczego zatem na stronie głównej uderzają we mnie tytuły artykułów w stylu
„wiejski dresik hit czy kit”, „mikroderm.. mikrode…kurwa mikrodebilizacja chyba
i dlaczego nie jest to zabieg dla mężczyzny”, „rozterki facetów z wielkim
fiutem”. Ja pierdole. Panie kolego.. Ehh… Powiem tak, w dres się pocisz na
treningu i pierdzisz w domu, najlepszy zabieg kosmetyczny dla faceta to
obcinanie paznokci u stóp (a tak na poważnie panowie to naprawdę pamiętajcie o
tym) , a wielkim fiutem to dzisiejsza większość zombie dostaje po ryju…
…albo do ryja.