niedziela, 8 marca 2015

Facetem jestem i się ode mnie ucz.

Jest wiele znamion cechujących prawdziwego faceta. Mamy wiele dobrych i złych cech. Można rzec, że niektóre cechy są naszym wspólnym mianownikiem. Są pewne jak to, że kobiety puszczają bąki i robią kupę. Jakimś cudem z reguły wypieramy z nas te informacje tak jak kobiety wypierają z siebie informacje o naszych złych cechach. Pieprzona idealizacja. Przynajmniej na początku znajomości. A może po prostu jesteśmy mistrzami w ukrywaniu tego co złe. Inaczej być nie może, w końcu musimy się jakoś łączyć w pary, żeby spłodzić kolejne pokolenia. Pieprzone pokolenia. Wracając do męskich cech wspólnych to słabe nerwy wiodą prym. Oczywiście zawsze znajdzie się gość, który jest pieprzoną oazą spokoju. Większość z nas ma jednak słabe nerwy do całej masy otaczającego nas syfu. Do pracy, kobiet, a w szczególności do innych facetów. I w tym miejscu dochodzimy do cechy, która stała się punktem zapalnym do napisania tego tekstu. Mówię o skłonności do irytacji. Pieprzona irytacja. W tym momencie jestem jak zasrany Michael Douglas w Falling Down czy w Upadku jak kto woli. Dla mnie albo właściwie dla rodzaju męskiego upadek jest bliski. To co oglądamy coraz częściej na ulicy czy Internetach przechodzi moje najśmielsze koszmary. Jako biedna męska, pełna nadziei istota wierzyłem daremnie, że coś się zmieni. Ale nie. Watahy pseudofacetów wysypują się zewsząd  jak zombie, a ja chcę jebnąć z dachu jak Brad Pitt w World War Z.
            Rurki.. Pieprzone rurki. Mówię sobie moda jak moda. Jest i przejdzie. Pewnego pięknego poranka stanie się tylko wspomnieniem jak poranna toaleta na kacu. Ale nie. To był tylko początek. Początek upadku. Każdy z nas ma swoje granice. Michael Douglas nie wytrzymał. Ja też już nie wytrzymuję. Z tą różnicą, że ziomek był trochę psychiczny ale tutaj odsyłam was już do filmu. Zamiast jednak rozstrzelać wszystkich dookoła może słowem pisanym do kogoś dotrę. Facetem jestem i o siebie dbam… Kurw… Nie no bardzo dobrze, też o siebie dbam. Tez chce dobrze wyglądać. Też chce się podobać. W końcu mam znamiona prawdziwego faceta, więc jestem egoistyczną, narcystyczną świnią. Jednak dziś się załamałem. Nie znam się na pisaniu blogów czy czegokolwiek. Od czasu do czasu lubię poczytać, a skoro już wszyscy srają się tak tymi blogami więc i ja postanowiłem zwrócić na nie uwagę. Oczywiście pełen nadziei, że znajdę tam coś wartościowego i jako, że jestem facetem postanowiłem uderzyć prosto w blogi męskie. A co mi tam. Polacy jaja mają więc i coś ciekawego dla mnie się tam znajdzie. I teraz tak moi drodzy, całego Internetu blogów nie przeczytałem więc może jest tam gdzieś ktoś kto nie jest totalnym bakłażanem uczącym jak być facetem. Jednak trafiłem na co trafiłem, a jako, ze  poziom wkurwienia, spowodowany niskim poziomem męskości (niski poziom męskości? Czasem kurwa ciężko odróżnić chłopa od baby) w młodszych osobnikach, we mnie narastał od kilku lat to żyłka w oku pękła.
            Przechodząc do meritum. Jesteś facetem. Dbasz o siebie. Piszesz bloga o tym jak jesteś facetem i dbasz o siebie, którego czytają rzesze chłopców. Albo zombie jak kto woli. Dlaczego zatem na stronie głównej uderzają we mnie tytuły artykułów w stylu „wiejski dresik hit czy kit”, „mikroderm.. mikrode…kurwa mikrodebilizacja chyba i dlaczego nie jest to zabieg dla mężczyzny”, „rozterki facetów z wielkim fiutem”. Ja pierdole. Panie kolego.. Ehh… Powiem tak, w dres się pocisz na treningu i pierdzisz w domu, najlepszy zabieg kosmetyczny dla faceta to obcinanie paznokci u stóp (a tak na poważnie panowie to naprawdę pamiętajcie o tym) , a wielkim fiutem to dzisiejsza większość zombie dostaje po ryju…

…albo do ryja.